Na oba IronMany zapisałem się dość spontanicznie – trochę inspirowany startami kolegi Adriana Zeusa, trochę chęcią ukończenia triathlonu (a wiadomo, że skoro bawię się w Ultra biegi to nie będzie to jakiś Sprint), trochę na zasadzie szukania motywacji – w końcu jak już się zapiszę to będzie się trzeba chociaż pływać porządnie nauczyć. Tym sposobem pod koniec listopada 2013 widniałem już razem z kumplem z pracy i Zeusem na liście startowej 1/4 IM w Piasecznie i 1/2 IM w Poznaniu.
Do Triathlonu trzeba się trochę przygotować więc już w styczniu w domu pojawił się jeden z najprostszych rowerków treningowych – zdaje się że najtańsza wersja dostępna w Decathlonie. “Na tym będziesz się przygotowywać do IronMana?”. Nie wiem dla czego rowerek treningowy ma być problemem skoro ja bardzo słabo pływam w dodatku tylko “żabką” – 1 kilometr w jakieś 40min. To dopiero jest problem. Na pewno nie jest nim bieganie bo już na początku stycznia była “Ełcka Zmarzlina” (50km na orientację) więc tu jestem “w ciągu” – sezon na bieganie się praktycznie nie kończy.
Trzeba zacząć więcej pływać. Na początku trener i tak nie ma czego poprawiać więc pływam żabką – ile się da – ot tak, żeby nabrać kondycji i przyzwyczaić się do wody. Wyniki z tygodnia na tydzień się poprawiają, ale nadal obawiam się limitu czasowego jaki będzie np na Triathlonie IT – gdzie na 1500m jest 45min – zwyczajnie się w nim nie mieszczę. W marcu i kwietniu wpadam do Kuźni Triathlonu pod opiekę Jacka Kowalika z Puls Studio. Niestety mój styl pływania kraulem (jeśli w ogóle można było to nazwać pływaniem) jest tak fatalny, że szybko dochodzę do wniosku, że nie ma już czasu. Nawet jeśli nauczę się w miarę poprawnie kraula to i tak zmęczę się o wiele bardziej niż przy klasyku. Pozostaje wiec jedyna opcja – szlifować maksymalnie “żabkę”.